Pierwsza kąpiel, to czynność, która czeka nas po powrocie ze szpitala. Wielu młodym rodzicom może ona spędzać sen z powiem, bo nie ma co ukrywać, że to nie lada wyzwanie. Może jednak nie taki wilk straszny jak go malują?

     Nie wiem czy wiecie, ale nie we wszystkich szpitalach dzieci są myte po urodzeniu. Kiedyś było to regułą. Mamusia na sale połogu dostawała już do karmienia czyściutkie, pachnące, ubrane w świeże ciuszki niemowlę. Dziś wygląda to trochę inaczej. Po pierwsze z racji tego, że maluszki cały czas przebywają z rodzicami, co swoją drogą, jedni chwalą a drudzy nie. Po drugie, dzieciaczki w szpitalach, z reguły, nie są kąpane. Położne po porodzie wycierają je jedynie najczęściej pieluszką, a potem mokrymi chusteczkami. Dobre to czy nie, nie wiem i nie mi o tym decydować. Podobno maź, w której jest dziecko ma w sobie dużo minerałów i wartości odżywczych, dlatego personel szpitalny nie chce małego osobnika pozbawiać takiej bomby witaminowej.
     Nie mniej jednak, gdy wrócimy do domu malucha wypadałoby wykąpać. No bo ile to można wsiąkać te minerały..:) Poza tym, jak wiemy, szpital nie jest sterylną instytucją, a raczej siedliskiem bakterii i z tej także racji woda wskazana.
     U nas pierwszą kąpiel przejęła babcia, która jest położną, więc bądź co bądź na rzeczy się zna. My się przyglądaliśmy i staraliśmy się zapamiętać jak i co po kolei oraz jak z małym osobnikiem obchodzić się w wodzie. Okazało się, że nie jest to takie straszne i trudne jak sobie wyobrażaliśmy, a nasz maluch kąpiele lubi. Żeby jednak wszystko poszło sprawnie i gładko, należy pamiętać o kilku sprawach.

W pomieszczeniu, w którym kąpiemy malucha musi być ciepło. Nie ważne, czy wybierzemy do tego łazienkę, czy pokój dziecka. Ważne jest, aby temperatura pozwalała na rozebranie szkraba i nie może nam on od razu zmarznąć. Pamiętajmy też, że gdy wyjmujemy dziecko z wody, która jest ciepła musimy mieć je w pomieszczeniu, w którym jest ciepło, żeby się nam nie przeziębił. Ciało dziecka nie jest jeszcze zdolne do szybkiego przystosowywania się do zmiany temperatur, ponieważ w brzuszku była ona stała. Optymalna temperatura pomieszczenia to 25 stopni.

Wszystkie potrzebne rzeczy przygotuj wcześniej. Przemyśl, co będzie Ci potrzebne przy kąpaniu maluszka i przygotuj rzeczy tak, aby to co najpotrzebniejsze było pod ręką. Będziecie wystarczająco zestresowani samą kąpielą, więc nie ma co dodatkowo tracić nerwów na gorączkowe szukanie np. ręczniczka. U nas podczas kąpieli niezbędne jest: emulsja do kąpieli (używamy Emolium i bardzo je sobie chwalimy); ręcznik (początkowo wycieraliśmy malucha w pieluszkę flanelową, którą trzeba zmieniać po każdej kąpieli); piżamka, pieluszka, krem do pupy. Przydać się może również oliwka jeżeli nie kąpiemy malucha w emolientach. Po kąpieli noworodka w pierwszych dniach, należy mu również pielęgnować pępuszek. Przydadzą się więc też patyczki dla niemowląt i coś do odkażenia.

Pamiętaj o odpowiedniej temperaturze wody. Optymalna temperatura wody podczas kąpieli to 37 stopni. Najlepiej zaopatrzyć się w termometr, który pomoże nam w przygotowaniu kąpieli. Możemy również sprawdzać wodę metodą tzw. "łokcia". U nas to się jednak nie za bardzo sprawdziło.

Włoski myj zawsze na końcu.  Przystępując do kąpieli najpierw powoli zanurzamy malucha w wodzie. Rękę trzymamy tak, aby podtrzymywała barki i główkę dziecka. No chyba, że używamy wiaderka do kąpieli, albo wanienki, o której wspominałam tutaj. Na początku myjemy całe ciało malucha, a tuż przed końcem włoski. Maluchy powiem najbardziej marzną w główkę i wiele z nich, nie lubi jej moczyć.

Nie stresuj się! Pamiętaj, że Twój nastrój wpływa na dziecko. Jeżeli będziesz się stresować i wykonywać gwałtowne ruchy maleństwo również się przestraszy. A przecież chcemy, żeby kąpiel dla wszystkich była przyjemna. Staraj się więc zachować spokój, mów do maluszka spokojnym głosem. Podczas mycia wykonuj spokojne i zdecydowane ruchy.


     To podstawowe zasady, dzięki którym, nasza przygoda z kąpaniem stanie się przyjemniejsza. Zastanawiasz się jak często kąpać noworodka? To zależy od Ciebie. Zaleca się, aby nie robić tego codziennie. My jednak traktujemy to jako rytuał przed snem i nasz maluch każdego wieczoru ma spotkanie z wodą. Kto u nas kąpie? Oczywiście tata! Mama karmi, tata kąpie - każdy ma swoje obowiązki:)

     Jeżeli o czymś zapomniałam, dopiszcie:)






- Słyszałeś? Będzie u nas wystawa klocków lego.
- No wiem, przecież idziemy. Bilety po 15 zł.

     Mężczyźni... dojrzali... poważni.... odpowiedzialni.... głowy rodziny... mężowie... ojcowie... odważni... stateczni...
                                       a jednak...
                                                            ...w każdym z nich drzemie mały chłopiec.
Nie wierzycie? A ile razy widzimy taki świąteczny obrazek. Chłopiec dostaje na święta kolejkę elektryczną i tatuś uczy go obsługi. I tak go uczy, że synek kolejki może dotknąć dopiero wtedy, gdy tatuś już się nabawi:).
Nasz tatuś już ogląda zdalnie sterowane samochody i drony. I twierdzi, że jest to zabawka, którą trzeba już kupić, chociaż nasz Tusiaczek nie ma jeszcze nawet pół roku:).
     Tak więc podążając za dziecięcymi marzeniami wybraliśmy się na największą w Polsce wystawę klocków lego. Moje oczekiwania były duże. Największa w Polsce wystawa? - czyli ogromne budowle, przewyższające mnie wzrostem. Całe miasteczka zbudowane z malutkich klocków.
     Gdy zjawiliśmy się na miejscu przywitała nas dość duża ilość zwiedzających osób. Mnóstwo dzieci. I jak stwierdził nasz tatuś - "Dobrze, że mamy dziecko, bo samemu trochę głupio by było...". Pomijam już wiek naszego dziecka i jego poziom zainteresowania tym co mieliśmy oglądać:). To co zastaliśmy na wystawie trochę mnie rozczarowało. Nie było dużych budowli, między którymi moglibyśmy się przechadzać. Budowle były niezbyt duże i wszystkie w szklanych gablotkach. Pierwsze wrażenie szału nie wywołało.
Po bliższym kontakcie z wystawą moje odczucia zmieniły się jednak trochę. Doceniłam tą mozolną pracę. Dbałość o każdy szczegół aby oddać każdy detal budowli. Do wykonania wszystkich makiet użyto podobno aż 2 miliony klocków lego! Kilka z nich było całkiem interesujących.

 
 

Ale ja, jak to kobieta, obejrzałam wszystko w 10 min. i mogłam już wychodzić...A nasz tatko chodził i oglądał, i oglądał... A ja miałam czas, aby obserwować - obserwujących. "I nie wiedzieć dlaczego" 80% z nich to byli mężczyźni a przy 50 % z nich wcale nie było dzieci...:)

A to podobało mi się najbardziej - wioska Muminków. Jest nawet Buka i Bobek. Oglądaliście????

 

I na koniec coś ktoś, kto odwiedzi nas niedługo :) Chociaż podobno ten pan, obserwuje dzieci przez cały rok.


A wystawę możecie oglądać jeszcze do 25 października w OutletCenter Białystok. Podobna wystawa jest również w OutletCenter w Lublinie i tak będzie gościła do 27 października.

Może zabierzecie swoich małych chłopców....

     Tak jak obiecałam, dzisiaj wyniki naszej rozdawajki. Chciałabym bardzo serdecznie podziękować wszystkim za udział i zaangażowanie. Najchętniej obdarowałabym wszystkich ale z przykrością muszę powiedzieć, że nie mam aż tylu nagród.
Niestety nie wszyscy spośród zgłaszających się osób wypełnili wszystkie warunki uczestnictwa w konkursie. Nie byli więc brani pod uwagę przy wyłanianiu zwycięzców.
     Tyle na wstępie:) Teraz przejdę do najprzyjemniejszej i najbardziej wyczekiwanej części. Proszę Państwa, wszem i wobec ogłaszam zwycięzców:

- butelkę firmy Avent otrzymuje - Dominika Bortlik - Wiktor,

- termofor z pestek wiśni na bolący brzuszek i nie tylko:) otrzymuje - Kaśka Boryszewska,

- grzechotkę króliczka firmy BabyOno otrzymuje - Sylwia Kobyłecka,

- i najbardziej oblegana nagroda czyli otulacz (pieluszka) bambusowy otrzymuje - Wirginia Tubacka.

Smoczki nie pojawiły się w Waszych prośbach więc zostają u mnie ;)

Zwycięzcom serdecznie gratuluję! Na maila z danymi adresowymi czekam do niedzieli  20 września. Jeżeli nie dostanę od wygranych informacji zwrotnej, wybierzemy innych laureatów.
   



  Z czym kojarzą Ci się Mazury? Z jeziorem? Mi też! I wcale nie jesteśmy oryginalni, bo pewnie 90 procent ludzi, którzy wiedzą w ogóle, co to za region, ma takie skojarzenia. Ja jednak pochodzę z Mazur i wiem, że mają one znacznie więcej do zaoferowania, niż tylko wodę i komary.
     Z czym kojarzy Ci się Egipt? Z piramidami? Mi też!!
A gdyby tak połączyć obie te krainy? I postawić piramidę na Mazurach ale wcale nie przy jeziorze... Marzenia.. Powiesz, że to niemożliwe? A jednak! Taki fenomen już tu jest!! I wcale nie ja go wymyśliłam, ani nie Ty. Bo piramida na Mazurach stoi od początku XIX w.
     No ale zacznijmy od początku. Jeżeli chcesz zobaczyć kawałek Egiptu w Polsce najpierw musisz odnaleźć małą miejscowość o nazwie Rapa. To właśnie w jej okolicach znajdowała się siedziba rodu Fahrenheidów. Właściciel majątku Friedrich von Fahrendheid interesował się starożytnym Egiptem. I to właśnie z jego inicjatywy zbudowano tu piramidę. Dlaczego piramida? Otóż naszego barona, jak i starożytnych Egipcjan, fascynowała magia "życia po życiu".
     Jako pierwsza spoczęła tu malutka, bo trzyletnia córeczka Friedricha. Było to w roku 1811. Na przestrzeni lat, spoczęło to jeszcze siedmiu z przedstawicieli rodu, w tym także samego właściciela.
     Po przejęciu wsi przez inną rodzinę, o piramidzie zaczęto zapominać. Zarosła drzewami, ponieważ zbudowana była w lesie. W czasie I wojny światowej zdewastowali ją natomiast radzieccy żołnierze. Chociaż, co do dewastacji, jest jeszcze inna teoria. Według legendy, w czasach gdy piramida stała już zarośnięta i przez wszystkich zapomniana,  zaraza zabiła we wsi wszystkie bydło. Miejscowi uważali, że skoro zwłoki w piramidzie się nie rozkładają, to z pewnością są złymi marami i to one odpowiadają za tą tragedię. Chcąc zwalczyć złe duchy, ludzie pozbawili zwłoki głów.


 Dlaczego zwłoki ulegają tu mumifikacji? Dlatego, że piramida:
  • ma wysokość 15,9m
  • podstawa kwadratowa 10,4 x 10,4m
  • trzy otwory wentylacyjne
  • trumny ułożone na płaskim podłożu
  • kąt pochylenia ścian zewnętrznych 68-70° (wewnętrznych 51°52')

  • Obecnie niedaleko miejsca, w którym stoi piramida zrobiony jest obszerny parking. Do samego grobowca prowadzi zrobiona w lesie ścieżka. Wejście do piramidy jest zamurowane. Do środka zajrzeć można przez 3 zakratowane okna.


         Pamiętam, że odwiedzałam to miejsce będąc jeszcze małą dziewczynką. Zmieniło się tu wiele. Wtedy jeszcze mało kto słyszał, o piramidzie w Rapie. Aby się tu dostać, trzeba było wiedzieć, gdzie się zatrzymać, odnaleźć małą ścieżkę, którą należało się przebić, aby dotrzeć do celu. Wejście nie było jeszcze wtedy zamurowane i nawet można było wejść do środka. Jednak jak to bywa z ludźmi. Jak gdzieś można wejść i nikt nie pilnuje, to trzeba wziąć pamiątkę... Dzisiaj więc, żeby zajrzeć do środka, trzeba ustać na palcach i dobrze jest mieć ze sobą latarkę.


         Jedno pozostało natomiast niezmienne. Mali przewodnicy. Chyba w żadnym innym miejscu nie spotkamy przewodników, którzy mają nie więcej niż 12 lat. Tak 12! Co więcej, traktowane jest to jako zajęcie niemalże prestiżowe i przekazywane jest z pokolenia na pokolenie - starsze rodzeństwo uczy młodsze, przyuczają kolegów. Powiecie gdzie są rodzice? Może w pracy, a może w domu siedzą na bezrobociu. Bo nie ukrywajmy, są to tereny biedne i czasem to, co dostaną dzieci za oprowadzenie turystów przynoszą właśnie do domów. Jeżeli więc będziemy kiedyś w tym miejscu koniecznie skorzystajmy z ich usług :) Niech nie stoją tu całymi dniami na darmo. My akurat będąc tu ostatnio, nie mieliśmy szczęścia trafić na małych przewodników, bo po prostu wszyscy byli już zajęci:)
    Kiedyś jednak pamiętam jak oprowadzała nas dziewczynka. Całkiem mała. Nie wiem ile mogła mieć lat. Może 7? Była bardzo przejęta, ponieważ to był jej dzień debiutu, a my byliśmy jej pierwszymi turystami. Powiedziała, że uczyła ją siostra i teraz pozwolili jej w końcu na samodzielne oprowadzanie. Zaprowadziła nas do "miejsca mocy". I jak powiedziała mała: "Jest to miejsce magiczne i można w nim poczuć różne rzeczy - ciepło, zimno, mrowienie albo nic" Była nas chyba z siódemka. Wszyscy przykładali dłoń do magicznego miejsca. I jak myślicie? Co czuliśmy??
      



      Używaki, secondhandy bądź lumpeksy..jak kto woli. Prawda jest taka, że we wsiach, miastach i miasteczkach rosną jak grzyby po deszczu. W niektórych miejscowościach jest już ich więcej, niż sklepów z rzeczami nowymi. Dobrze to czy nie, trudno stwierdzić. Faktem jest za to, że w sklepach takich, poza tonami nikomu niepotrzebnych prawie, że śmieci, znaleźć można prawdziwe skarby.
         Nie będę dzisiaj pisać o tym, co w używakach króluje, czyli ubraniach. Zdarza nam się, kupować tam ubranka to fakt, i wcale się tego nie wstydzimy:) Bo niby dlaczego skoro czasem wpadną nam prawdziwe perełki.
    Tym razem jednak chciałabym się Wam pochwalić innymi skarbami. Takimi, na które wielu nie zwraca uwagi, a są naprawdę wartościowe. Mowa będzie o książeczkach, takich dla dzieci. Wiem, że nie wszędzie można je dostać, ale jeżeli trochę poszukamy, to z pewnością znajdziemy taki używak, gdzie będą one dostępne. I jeszcze kwestia podstawowa - kraj z jakiego dany sklep sprowadza towary. Bo mnie akurat interesują książeczki angielskie, więc właśnie rzeczy z Anglii są na moim celowniku.
    Możecie powiedzieć, że po co komu książeczki po angielsku kiedy mamy polskie dzieci:) A no, chyba większość z nas podstawy tego języka zna. A jest on również niejako językiem międzynarodowym. Dlaczego więc nie czytać by dzieciom książeczek po polsku i po angielsku? Maluch się z językiem osłucha i potem będzie mu łatwiej gdy spotka się z nim w przedszkolu bądź w szkole. Powiecie, że akcent nie ten, że wstyd mówić... Nie ma co się wstydzić, przecież to nasze dziecko. A gwarantuje Wam, że język w książeczkach dla dzieci wcale nie jest trudny, a może nawet poprawimy swoje słownictwo:)

    A oto nasze skarby:



    A oto i faworyt większości maluchów: sympatyczna Świnka Peppa
     

    W jednaj z książeczek, razem z nią, uczymy się poszczególnych pór dnia. Może to pomóc dziecku w zrozumieniu porządku życia codziennego.




    A to jest bardzo ciekawa propozycja dla trochę już starszych dzieci. Są to książeczki dla angielskich maluchów, które uczą się czytać. Gdy więc nasze dzieciaczki będą już trochę większe i tę sztukę opanują w języku polskim, warto im podsunąć książeczki tego typu. Jest to seria First Readers. Historie są ciekawe, a użyte słownictwo dość proste, pozwalające stopniowo poszerzać zasób słów.
     


    Na końcu każdej książeczki jest podsumowanie, dzięki któremu młody czytelnik może się sprawdzić.


    Życzę więc owocnych poszukiwań skarbów w używakach!
     
     
         Dzisiaj będzie coś dla młodych mam:) ale nie tylko. Projekt wyprawka. Największa przyjemność jaka czeka nas przed narodzinami dziecka. Oglądanie, szukanie, te malutkie ubranka, akcesoria... ochh... i ach.... I tylko za kieszeń trzeba się trzymać...ale co tam... Czego się nie zrobi dla dzidziusia. Najwyżej zrezygnujemy z kolejnej pary butów:)
         Jak skompletować wyprawkę żeby nie dać się zwariować? To może wcale nie być łatwe. No bo jak wybrać to co najlepsze kiedy w sklepach taaaaaki wybór.
         Osobiście nie mogłam się doczekać kiedy w końcu będę mogła zbierać naszą pierwszą wyprawkę dla maluszka. Wiedziałam mniej więcej, czego będę potrzebowała, więc długo przed narodzinami pierworodnego przeszukiwałam czeluście internetu w poszukiwaniu czegoś pięknego i oryginalnego. Gdy dostaliśmy listę wyprawkową ze szkoły rodzenia moje poszukiwania sięgnęły już zenitu. W pewnym momencie mój mąż zapytał nawet, czy nie można kupić wszystkiego w pakiecie w jakiejś aptece!?!?!:) 
    Faceci.......
         Dziś chciałabym się z Wami podzielić tym, co u nas się sprawdziło, bądź nie... Tak abyście mieli trochę łatwiej przy wyborze z tego morza różności przydatnych przy maluszku. Na początek kilka naszych hitów. Od razu zaznaczam, że wpis nie jest sponsorowany, a rzeczy, które polecam rzeczywiście mamy, używamy i sprawdziły się u nas genialnie.



    1. Rożek - jak dla mnie must have. Na początek idealny do spania, potem również może służyć jako kołderka lub mata do leżenia na brzuszku. Nasz jest od Strawberry

    2. Wanienka od fisher price - świetna, nie wyobrażam sobie innej. Maluszka kładziemy, a dzięki podpórce nie zsuwa się nam do wody a my mamy obie ręce wolne! Ideał!

    3. Otulacz bambusowy - gdy zamówiłam na allegro nasz pierwszy otulacz byłam zawiedziona. Taka cena a tu taka szmatka! Ohhh jakże mylące było me pierwsze wrażenie ponieważ sprawdza się on u nas idealnie. Duży jako kocyk w upalne dni. A mały..no cóż.. bez niego synek nie zaśnie:)

    4. Poduszka do karmienia -Kura Babci Dany od La Millou. Genialnie zdała egzamin. Bardzo fajne wypełnienie zapewnia komfort podczas karmienia. Nasz maluch uwielbiał na niej leżeć nawet na brzuszku.

    5. Laktator Medela - bardzo komfortowy, dobra moc ssania, no po prostu trzeba go wypróbować.
        

         Jeżeli chodzi o kosmetyki, to naprawdę nie potrzebujemy połowy drogerii przy pielęgnacji malucha. Położna poradziła nam aby wybrać wszystko z jednej firmy. Bo jak się okaże, że coś uczula, to odstawiamy całą serię i sięgamy po następną. W przeciwnym wypadku musielibyśmy ustalić, kosmetyki której firmy szkodzą.
    Jako pierwszą wybraliśmy markę Skarb Matki. I muszę powiedzieć, że nie jestem z niej zadowolona. Krem do pupki nie działał tak jak powinien i pojawiły się odparzenia, a Emulinka do kąpieli też szału nie wywołała.
    Z pupcią poradziliśmy sobie z kremem na odparzenia od HIPP i uważam, że jest w tej kwestii genialny. Teraz profilaktycznie stosujemy Sudocrem. A co do kąpieli to zaprzyjaźniliśmy się z Emolium, bo po nim skóra maluszka jest mięciutka i świetnie nawilżona. Dodam, że kąpiemy się codziennie więc ważne jest aby nie wysuszyć młodziutkiej skórki.
         Co się jeszcze u nas nie sprawdziło? Z żalem muszę przyznać, że chusta elastyczna. Marzyłam o noszeniu malucha, o takiej bliskości z maluchem....ale co poradzić gdy mamy antychustowe dziecko, które na sam jej widok zaczyna krzyczeć:)
     
    A na koniec niespodzianka. Mam dla Was kilka przydatnych przy maluszku akcesoriów.
     
     
    1. Smoczek Lovi  rozm. 3-6
    2. Butelka Avent Natural
    3. Termofor z pestek wiśni
    4. Smoczek Nuk rozm. 18-36
    5. Grzechotka BabyOno
    6. Smoczek Nuk rozm. 0-6
    7. Otulacz bambusowy rozm. 75x75

     

    Co należy zrobić aby zdobyć nagrodę?

     
    1. Polub nas na facebook'u  https://www.facebook.com/bumbambini 
     
    2.Polub nasz post konkursowy i udostępnij go na swoim profilu
    3. Napisz w komentarzu, którą nagrodę chciałabyś/chciałbyś otrzymać
     
    I już!
     
     
    Na zgłoszenia czekam do 16 września. A wyniki ogłoszę 18 września.
     
    Zapraszam!