Ja i mój mąż jesteśmy amatorami podróży. Wakacje to świetny czas aby rozwijać tę naszą pasję. Zwłaszcza jeżeli pogoda jest dla nas łaskawa. No bo lato to czas urlopów, słońca i człowiek jakoś tak sam z siebie, mimo woli się uśmiecha. A kto z nas nie pamięta wakacji z czasów, gdy chodziło się jeszcze do szkoły? Aż buzia śmieje się na samo wspomnienie...:)
     No tak. Do tej pory podróżowanie było łatwe. Siadaliśmy przed laptopem, otwieraliśmy Google Maps i planowaliśmy gdzie by tu pojechać. Potem rezerwowaliśmy coś albo i nie... pakowaliśmy walizki i w drogę. Takie to było proste.
     W tym roku sytuacja się zmieniła. Dość długo zastanawialiśmy się czy w ogóle gdzieś wyruszyć. No ale jak to..my mamy siedzieć w domu?
Wybór padł na nasze polskie morze. Nie jest bardzo daleko (5h drogi) a wypocząć można. Chcieliśmy wybrać Półwysep Helski ale jak to w życiu bywa nie mogliśmy nigdzie znaleźć noclegu. Zatrzymaliśmy się więc w Jastrzębiej Górze. Zdecydowaliśmy się na termin w środku tygodnia żeby nie trafić na wymiany turnusów no i może mniejsze tłoki niż w weekend. 



(Pasażer "na gapę")
 
     Wszystko zaplanowane było idealnie.... Wyjazd o 4 rano, żeby maluszek jak najdłużej pospał. Po ponad 2 godz. przystanek w Gietrzwałdzie - bo nigdy nie byliśmy a szkrabowi trzeba dać odpocząć od fotelika. Potem może jeszcze z jeden przystanek i widzimy się nad morzem. Plan perfekcyjny. Jednak jak to z planami bywa, nigdy nie wychodzi tak, jakbyśmy chcieli.
     Początek był prawie idealny. Mieliśmy tylko pół godziny poślizgu w godzinie wyjazdu - najlepszym się zdarza. W Gietrzwałdzie byliśmy o zaplanowanej godzinie. Pozwiedzaliśmy, odpoczęliśmy. Ruszyliśmy dalej. Maluszek sprawował się idealnie. Nawet jeżeli nie spał to był grzeczniutki. Gaworzył, bawił się, albo oglądał widoki za oknem. Jednak już przed Gdańskiem zaczęły się schody. Na drodze czekał nas gigantyczny korek....
- Serio!?!? Przecież jest poniedziałek!! Samo rano!! Skąd tyle ludzi???
W desperacji zaczęliśmy szukać w ciemno drogi objazdowej. Trochę to nas uratowało ale za kilkadziesiąt kilometrów, Rumia przywitała nas powtórką z rozrywki, której nie było już jak ominąć. Oczywiście nasz maluszek nie był już taki idealny i zaczął marudzić. No bo jak długo można jechać?!?! I tak z podróży, która miała trwać z postojami max 7h wyszła nam taka na godzin 12!!! Plan niezrealizowany, bo mieliśmy jeszcze odwiedzić Groty Mechowskie ale minąwszy  Rumię marzyliśmy tylko, żeby dotrzeć już na miejsce.
     Cały urlop był cudowny, zmiana otoczenia, inny klimat i w ogóle. Chociaż narodu oczywiście tyle, że nie było gdzie palca wcisnąć.


 (Polska pustynia)
 
(Dzidziuś głodny więc otworzyliśmy plażową stołówkę:)  )
 
     Powrót niestety również był tak ciężki jak droga nad morze. Swoje musieliśmy odstać i nie było zmiłuj. Nawet jadąc objazdami.
 
I powiem szczerze, że jeżeli znowu miałabym jechać nad Morze Bałtyckie - wybrałabym Litwę. Kilometry porównywalne - droga o niebo lepsza. Brak gigantycznych korków i przede wszystkim mniejszy tłok. A i dodam, że plaże tam mają czyściutkie - nie to co u nas, co krok to pet od papierosa.
Jedyny minus w Litwie jest taki, że noclegi muszę rezerwować na miejscu - jeżeli chcę znaleźć je taniej. Bo po litewsku przez telefon to się nie dogadam :)


PS.: Na taki wyjazd dobrze jest wziąć ze sobą "pomocników":) U nas byli to moi rodzice, którzy  popilnowali maluszka, gdy już spał. Dzięki temu mieliśmy chwile tylko dla siebie i czas na wieczorny spacer po plaży...



 

    
Tak jak w tytule: Nie noś dziecka! Masz kategoryczny zakaz aby to robić. Zapytasz:  - Dlaczego? Jest wiele powodów. Zaraz Ci kilka z nich wymienię. Pierwszy i podstawowy to taki, że dziecko się przyzwyczai. I poza Twoimi rączkami nie będzie chciało już przebywać gdzie indziej. Przyzwyczaisz małego brzdąca i potem już nic w domu nie zrobisz, nawet do toalety nie pójdziesz, bo ręce będziesz miała ciągle zajęte.
Nie noś dziecka, bo mu skrzywisz plecki. Z pewnością będziesz robić to nieumiejętnie i zaszkodzisz małemu kręgosłupkowi.
Nie noś dziecka, bo na Twoich rękach jest mu niewygodnie i zbyt gorąco. Maluch na pewno jest cały spocony gdy go do siebie przytulasz. A zastanów się tylko, czy chciałabyś siedzieć u kogoś przez cały czas na rękach. Przecież to pięciu minut wytrzymać nie można!
     Jeżeli więc dziecko leży to je zostaw i niech sobie leży. Niech rozgląda się po świecie z tej swojej pozycji, chociaż widzi z niej głównie sufit. Po co malca przyzwyczajać i rozpieszczać.
 
    
     Słyszeliście już gdzieś kiedyś takie złote rady? Ja słyszę je naokrągło. Pytanie, czy muszę nosić malucha zadawane jest zaraz po tym czy karmię piersią. Dwie rzeczy, które najbardziej interesują ludzi. A ja odpowiadam, że mojego dziecka wcale nie muszę nosić. Ja CHCĘ to robić! I nie interesuje mnie, że maluch się przyzwyczai. Bo tak naprawdę on już jest przyzwyczajony. Przez 9 miesięcy w brzuszku był noszony, bujany i kołysany. Dlaczego od razu po urodzeniu ma zostać tego pozbawiony? Wystarczy że musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości i świecie, który jest mu całkiem obcy. Noszenie buduje poczucie bliskości między dziećmi i rodzicami. Maluszek w ramionach bliskich czuje się bezpieczny i kochany. Poza tym dziecko, które jest noszone, jest bardziej spokojne. Noszenie brzuszek do brzuszka pomaga również masować malutki brzuszek, dzięki czemu maluch jest mniej narażony na nieprzyjemne kolki.
     Nie wiem czy wiecie, ale dzieci są ewolucyjnie przystosowane do noszenia. W chwili urodzenia maluchy mają C-kształtny kręgosłup oraz skuloną pozycję ciała (podciągają pod siebie nóżki).   Gdy podniesiemy malucha odruchowo wykonuje on gest obejmowania i wtulania się. Jest to ewidentny znak adaptacji dziecka do noszenia.


     Tak więc ja swoje dziecko noszę. Cieszę się chwilą, kiedy mogę to robić. Bo kiedy mam je nosić i tulić? Gdy będzie w gimnazjum? Niemowlę mamy tylko przez rok! Potem maluch uczy się chodzić i już tak bardzo noszenia nie potrzebuje. Dlatego cieszmy się chwilą i umacniajmy więzi. I nośmy swoje dzieci!
 
     Kocham gofry! Uwielbiam ich niepowtarzalny smak. Już sam zapach sprawia, że cieknie mi ślinka:). Nie ważne czy z cukrem pudrem, czy z bitą śmietaną, a może z owocami. Bez różnicy, bo wyśmienite gofry same w sobie są dla mnie rarytasem.
Patrząc na moje upodobania, nie ma co się więc dziwić, że gdy mama zapytała co chcemy na I rocznicę ślubu bez namysłu rzekłam, iż gofrownicę. No i dostaliśmy! W dodatku taką, która piecze aż cztery na raz! Jest świetna, bo dzięki temu nie muszę jednej porcji dopiekać godzinę a i przy większej liczbie gości od razu jest czym obdzielić:)
     Ale, ale.... Zanim doszłam do pieczenia, napotkałam nie lada wyzwanie. Gofrownica jest, ale skąd wziąć przepis? Taki idealny na chrupiące i aromatyczne gofry. Naszukałam się ja, napróbowałam, nadenerwowałam. Bo okazuje się, że znaleźć idealną recepturę wcale nie jest łatwo. Wychodziły mi gofry gumowe, bez smaku, a najgorsze były te, które po upieczeniu nie chciały się odkleić od gofrownicy... koszmar! I wiecie co? W końcu znalazłam! Gdzie?? Na karteczce dołączonej do gofrownicy! Hehe, bo tak to już z nami jest że utrudniamy sobie życie, a to czego szukamy mamy na wyciągnięcie ręki.
     Zdradzę więc dziś Wam moją tajną, ogólnie dostępną recepturę.
 
Potrzebujemy:
  • 2 jajka
  • 2 szklanki mąki
  • 1/2 szkl. oleju lub rozpuszczonego masła
  • 1 i 1/3 szkl. mleka
  • 4 łyżki cukru
  • 3 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/4 łyżeczki soli
I teraz najlepsze!
Wszystkie składniki wrzucamy do miski i miksujemy. Takie proste! Pieczemy ok. 5-7 min. Z porcji wyjdzie nam około 12 gofrów.
Takie gofry możemy posypać cukrem pudrem, bądź podać je z bitą śmietaną, dodać owoce.


 
 
    
      Mam też coś dla tych, którzy nie przepadają za słodkim. Jest to moja innowacja wprowadzona do tego przepisu:) Idealna przekąska. Sprawdza się, gdy mamy niezapowiedzianych gości a nie chcemy podawać nic na słodko.
Przepis, który mamy wyżej należy nieznacznie zmodyfikować. Rezygnujemy z cukru. Zamiast niego dodajemy odrobinę więcej soli i zioła prowansalskie. Proporcje jak kto lubi...ja zawsze daję na oko. Do cista dorzucamy jeszcze pokrojoną w drobniutką kosteczkę kiełbaskę, można wrzucić też drobniutko posiekaną cebulkę. I voila. Mamy słoną przekąskę!
 
Ważne!
Jeżeli chcecie, żeby gofry były chrupiące, po wyjęciu z gofrownicy nie układajcie ich jeden na drugim, tylko każdy osobno. Gorące gofry parują i jeżeli będą leżały na gromadce para sprawi, że będą gumowe.
 
Smacznego:)