Dzisiaj będzie krótko, a świątecznie. No bo jak święta, to koniecznie muszą być pachnące pierniczki. Więc jeżeli jeszcze ich nie macie, to biegiem do sklepu po zakupy i jest jeszcze czas aby je na szybko przygotować.

A na liście z zakupami musi się znaleźć:

 
 

  • mąka (1kg)
  • miód (400 g)
  • margaryna
  • cukier puder (400 g)
  • przyprawa korzenna ( 2 op.)
  • 2 czubate łyżeczki sody
  • 2 jajka
  • 2 łyżki kakao
I uwaga! Jeżeli chcemy nie stracić resztki nerwów na odklejaniu pierników od blatu bądź stolnicy, zaopatrzmy się w większą ilość mąki:)

Przygotowanie:

  1. Margarynę rozpuść w rondelku.
  2. Mąkę przesiej z sodą oraz z kakao.
  3. Wlej miód, dodaj przyprawę korzenną, cukier puder, wlej margarynę, wbij jajaka.
  4. Ciasto wyrabiaj do momentu, aż będzie lśniące. Mniej więcej o takie:

  5. Piecz 10 min. w temp. 180C.

Szybko się przypalają!

No i najważniejsze. Czerp wiele radości z przygotowania:)

 
 
 


Zostaje nam jeszcze to co tygryski lubią najbardziej, a mianowicie dekorowanie. Praca mizerna aczkolwiek, jak już nam wychodzi, dająca wiele radości. A podstawą jej jest dobry lukier.
W tym roku chciałam sobie ułatwić i kupiłam gotowy lukier. I zobaczcie co z niego wyszło:

 

Tak więc, niestety ale musiałam przygotować go samodzielnie, bo z tego lukru szału nie było. Po pierwsze, mimo iż przygotowałam go wedle przepisu, okazał się niezwykle rzadki, a do tego po wyschnięciu stworzył niesmaczną skorupkę.

A oto mój przepis na lukier znaleziony gdzieś w czeluściach internetu:
  • 2 białka
  • 2 szklanki cukru pudru
Wszystko to miksujemy na szybkich obrotach przez 2-3 minuty i voila! Lukier idealny. Ja dodałam dodatkowo barwniki spożywcze.

 
 
      Dzisiaj chciałabym Wam zaproponować własnoręczne wykonanie ozdób świątecznych. W tym roku ze względu na stały niedobór czasu:) zdecydowałam się na wykonanie prostych  bombek. Nie są one zbyt pracochłonne, a moim zdaniem efekt w porównaniu do czasu jaki trzeba w to włożyć jest świetny.
 

No więc działamy!

Oto lista potrzebnych przedmiotów:
- bombki styropianowe (w Pepco 5,99 zł. za 4 szt.),
- srebrny sznurek (do kupienia w pasmanterii),
- łańcuch - korale ( w Pepco po 3,99 zł.),
- kawa ziarnista (nie musi być wykwintna:)),
- pistolet do kleju,
- pałeczki z klejem.
 
 
 

Na początek bombka zielono - srebrna.

     Do jej wykonania potrzebujemy łańcuch oraz sznurek. Ja zaczęłam od przyklejenia łańcucha. Ponieważ moje bombki posiadały już zaczepy, od tego właśnie miejsca rozpoczęłam przyklejanie.
 
 
Klej nakładamy na warstwę, którą chcemy pokryć sznurkiem. Sznurem przykładamy dość szybko, aby nam klej nie wysechł. Pamiętajcie aby każde okrążenie zaczynać od kleju i owijania. Inaczej albo nam wyschnie klej, albo przyklei się nie tam, gdzie chcieliśmy.
 
 
Wymyśliłam sobie, że w mojej bombce będą trzy warstwy sznurka.
 
 
Następnie rozpoczęłam przyklejanie łańcucha. I znowu najpierw idzie klej, a potem łańcuch.
 
 
Cały efekt zależy już od waszej pomysłowości oraz dobranych kolorów. Efekt końcowy mojej bombki przedstawia się tak:
 
 

Bombka kawowa

Bombka oklejona ziarnami kawy jest nieco bardziej pracochłonna. Ziarenka nie są zbyt duże więc trzeba się nieco pomęczyć. Efekt jest jednak tego warty, ponieważ ozdoba jest bardzo ładna a dodatkowo mamy w domu piękny zapach kawy....no chyba, że ktoś kawy nie lubi:) Ja jestem jednak jej smakoszem więc zapach kawy to coś co kocham.
 
 
Kawę na bombkę można przyklejać w różny sposób. Tak, żeby widać było tylko gładką stronę ziarenka, tak, aby widoczne było pęknięcie lub zrobić to w sposób mieszany. Ja wybrałam drugą opcję.
 
 
I efekt końcowy:
 
 
A tak oto prezentują się bombki w duecie:
 
 
W naszym domu powoli robi się świątecznie. Choinki jeszcze nie mamy, bo uważam, że za wcześnie jeszcze na to. Niedługo będziemy piec pierniczki. W tym tygodniu robiliśmy również świąteczną sesję, do której wykorzystaliśmy taką oto dekorację:
 
 

 
Podobają się Wam gwiazdki, które wykorzystaliśmy do dekoracji? Wy też możecie takie mieć! Mam dla Was dwa zestawy gwiazdek (2 szt. w zestawie), które możecie wykorzystać do dekoracji domu.
 
Co zrobić by je mieć?
Nic prostszego!   Należy tylko:
 
  • Polubić nas na facebooku (a może już nas lubicie:) to macie jedno z głowy:)

  • Udostępnić post konkursowy

  • Zaprosić do zabawy 2 osoby
Bawimy się do 17 grudnia aby gwiazdki mogły jeszcze dojść przed świętami:)
 
Powodzenia!!
 

 
 
     Święta zbliżają się już pełną parą i chyba nie ma na tym świcie osoby, która nie myśli o prezentach. Choćby to nawet był tylko jeden, dla najbliższej osoby.
     Usiądź więc teraz wygodnie w fotelu. 
Zamknij oczy.
Poczuj zapach stojącej nieopodal choinki....
 
Wsłuchaj się w dźwięk dobiegający z kuchni, towarzyszący przygotowaniu potraw.
 
Poczuj ich zapach. 
 
Zanurz się w melodii płynących z radia kolęd.
 
Poczuj ten nastrój i błogość spływającą na twą duszę.......hmmmmm..................
 
A teraz zajrzyj pod choinkę......
Co tam widzisz????
 
Górę prezentów??
 
 
NIE!
 
Pod Twoją choinką nie ma nic. Nawet jednej małej kokardki.

W dali słyszysz śmiech bawiących się dzieci. To Twoje dzieci. Dziś jest Wigilia. Wiesz, że dzieci czekają na przyjście Mikołaja, bo przecież były grzeczne w tym roku. Bo przecież Mikołaj odwiedza wszystkie dzieci. A Ty nie wiesz jak im wytłumaczyć, że chociaż tak bardzo się starały, to w tym roku Mikołaj nie zapuka do ich drzwi. Nie zaparkuje swoich sani na dachu i nie wejdzie przez komin, aby w nocy, gdy wszyscy będą w łóżkach, na paluszkach podłożyć pod choinką podarki.
A Ty nie mogłaś kupić prezentów, bo mimo, iż zarabiasz to wciąż jest zbyt mało. Ciągle trzeba gdzieś pożyczyć, potem oddać, a przecież w święta coś trzeba postawić na wigilijnym stole....
 
     Na szczęście mnie ten problem jak na razie nie dotyczy. Ale jest wiele rodzin, w których święta to smutny czas kalkulacji i zmartwień. A przecież Boże Narodzenie to czas radości, którą trzeba się dzielić z innymi. Nie pozwólmy więc, by smutek gościł zwłaszcza na twarzach tych najmłodszych, którzy jeszcze być może nie rozumieją, że tak wiele wiąże się z pieniędzmi.
 
Pomóżmy więc, aby w Wigilię na twarzach dzieci zagościł uśmiech! Ja już wybrałam list do Mikołaja. Wybierzcie i Wy i dzielcie się radością. Do akcji można przyłączyć się wchodząc na stronę  TUTAJ i wybierając list dziecka. W chwili, gdy piszę ten post, w worku Mikołaja jest jeszcze 276 niespełnionych listów.
Nie bądźmy obojętni!



 
 


     Dzisiaj na blogu, zgodnie z obietnicą IG przepis na cycki Murzynki:). Nie wiem, kto wymyślił tą nazwę, ale jest ona bardzo wymowna.
     Ciasto jadłam parę ładnych lat temu u cioci. Ostatnio zapowiedzieli mi się goście i tak się głowiłam, co by tu upiec.... No i po długim czasie spędzonym na główkowaniu, przypomniało mi się właśnie to ciasto. Nie jest ono trudne w przygotowaniu. Cały proces zajmuje jednak trochę czasu, ponieważ ciasto ma kilka warstw, które wypadałoby wychłodzić no i jeszcze dochodzi masa. No ale wszystkiego dowiecie się za chwilę w przepisie.
No to siup!

Potrzebujemy:

Na ciasto biszkoptowe:
  • 150 g. mąki pszennej
  • 100 g. drobnego cukru
  • 4 jajka
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia

Ciasto kokosowo - makowe:
  • szklanka cukru
  • 3/4 szklanki maku (suchego)
  • 100 g. wiórków kokosowych
  • 6 białek

Masa:
  • 500 ml mleka
  • 150 g. masła
  • 6 żółtek
  • opakowanie budyniu waniliowego
  • 3 łyżki mąki pszennej
  • 6 łyżek cukru ( ja daję mniej)

Polewa:
  • 250 g. masła
  • 4 łyżki cukru
  • 3 łyżki kakao
  • 2 łyżeczki żelatyny
  • 3 łyżki wody

Dodatkowo:
  • dżem pomarańczowy lub brzoskwiniowy (użyłam jagodowego bo nie miałam innego i też było pysznie)
  • biszkopty
  • rodzynki
  • zaparzona kawa


Wszystko mamy? To do dzieła!



Na początek biszkopt:

Białka oddzielamy od żółtek i ubijamy na sztywną pianę. Żółtka ubijamy z cukrem. Małymi partiami dodajemy żółtka do białek, cały czas miksując. Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia i łączymy ją z masą jajeczną, mieszając delikatnie drewnianą łyżką. Pieczemy 30 min. w 150 stopniach. Po wyjęciu studzimy. Ciasto można nasączyć winem:)

Ciasto makowo - kokosowe:

Białka ubijamy na sztywną pianę. Dodajemy cukier. Na koniec wsypujemy mak i wiórki i mieszamy delikatnie łyżką. Pieczemy 40 min. w 170 stopniach. Pamiętajmy by ciasto upiec w tej samej blaszce, co biszkopt, żeby nam się potem wszystko ładnie złożyło.

Masa:

Szklankę mleka mieszamy z budyniem, żółtkami, cukrem i mąką. Resztę mleka zgotowujemy. Dodajemy do niego mieszankę z żółtek i intensywnie mieszamy, bo lubi się przypalać. Po ostudzeniu miksujemy powstały budyń z masłem na gładką masę.

Polewa:

Żelatynę rozpuszczamy w wodzie. Kakao, cukier i masło rozgniatamy na papkę. Papkę dodajemy do żelatyny i rozpuszczamy.

No to składamy:

Na sam spód układamy biszkopt, który smarujemy dżemem. Na to układamy ciasto makowo - kokosowe. Następnie wykładamy masę, starając się, by było mniej więcej równa powierzchnia. Na wierzchu układamy biszkopty namoczone w kawie. Na każdym z nich kładziemy rodzynek ( to są nasze cycki:)). Na koniec zalewamy wszystko polewą.


Ciasto najlepsze jest na drugi dzień, gdy wszystkie składniki dokładnie się połączą.

Smacznego!


     Święta zbliżają się już dużymi krokami i większość z nas jest na etapie planowania prezentów. Właśnie teraz jest najlepszy czas, żeby napisać list do Mikołaja.

     Pisanie listu to doskonała forma na wspólne spędzenie czasu. Dodatkowo, możemy się dowiedzieć, czego nasze dziecko naprawdę pragnie i z czego będzie zadowolone. Bo nie ma chyba nic gorszego niż godziny spędzone w sklepie nad wybieraniem upominków, a potem rozczarowana mina malucha, gdy otwiera prezent.
Z młodszymi dziećmi możemy pobawić się w list rysunkowy. Maluch rysuje, a my podpisujemy obrazki. Bo bez podpisu, czasem ciężko zgadnąć co to jest:)
Starszaka warto zaangażować w samodzielne napisanie listu. W tym wypadku my możemy pomóc w przygotowaniu papeterii. W dobie komputerów, nauczymy dziecko co to takiego w ogóle jest.

No i teraz wysyłanie.

Czy listy dzieci koniecznie muszą skończyć w pamiątkowej szufladzie lub pudełku?!

NIEKONIECZNIE!!

Nie ma chyba nic gorszego niż znalezienie przez dziecko takiego listu, który przecież miał trafić do Mikołaja.
     List możemy przecież wysłać naprawdę! 
 

Próbowaliście kiedyś? Ja tak!

Nigdy nie wysyłałam listu po polsku, to fakt. Moje listy zawsze były po angielsku, napisane ze słownikiem w ręku. Ale wiecie co? 
Mikołaj mi odpisał!

Nie wyobrażacie sobie nawet ile mi to sprawiło radości, zwłaszcza, że list był bardzo ładnie wydany. W kopercie były również naklejki i zdjęcia. Mam go gdzieś nawet schowanego u rodziców, więc jak kiedyś będę u nich w odwiedzinach, postaram się go znaleźć i Wam pokazać.
Jeżeli również chcecie napisać taki list. Oto adres:

Santa Claus' Main Post Office
Tahtikuja 1
96930 Arctic Circle, Finland

Dodam tylko, że jeżeli czekacie na odpowiedź przed Bożym Narodzeniem, to się nie doczekacie. Bo przecież Mikołaj ma dużo pracy z prezentami!Ja dostałam list zwrotny w lutym.

TU możecie obejrzeć, co dzieje się na biegunie na żywo!

     Nie wiem czy wiecie ale nasza Poczta Polska też umożliwia nam otrzymanie listu od świętego. Dodatkowo, oczywiście jeżeli poniesiemy tego koszty, w liście możemy otrzymać upominek.

Więcej o tej akcji możecie poczytać TU

A teraz coś, w czym mogą wykazać się rodzice. Firma Mattel zorganizowała internetową pocztę mailingową. Na stronie organizatora codziennie (do 23 grudnia) do wygrania nagrody.


UWAGA nie dajcie się jednak nabrać. To co nazwane jest katalogiem, nie jest nagrodami!
Listę nagród zobaczyć możemy w regulaminie.


No to chyba już wiemy co planujemy na weekend.
Siadamy, stawiamy obok gorące kakao.... i
... PISZEMY!


     Pieluszki jednorazowe - któż z nas ich nie zna? Któż z nas nie używa? Jest to chyba najbardziej użyteczny i popularny prezent, jaki możemy sprawić nowonarodzonemu :)

     Długo zbierałam się do napisania tego postu i ciągle czegoś mi brakowało. Dziś też nie wszystko jest tak jak powinno, ale postanowiłam, że nareszcie go skończę. Efekty porównania będziecie mogli zobaczyć poniżej.

Powiem szczerze, że nie używam zbyt wielu marek, bo jak się do jakiejś przekonam, to ją po prostu kupuję. Nie lubię częstych zmian dlatego, że zawsze się boję, że będą na gorsze.
Na początku zobaczcie więc jakie pieluszki będę porównywała.
 
 
 

Pieluszki Toujours z Lidla. Droższe Day&Nigh

 
 
 
 
Pieluszki Toujurs z Lidla. Tańsza wersja. 
Pieluszki Dada z Biedronki.
 



 
Pampers active baby-dry.
 
Pieluszki Pampers Sleep & Play
 
 
 
Pierwsze na co chciałabym zwrócić uwagę, to cena.
     Jak dla mnie jest ważna przy wyborze pieluszek ale chciałabym aby również szła w parze z jakością. I tak zaczynając od Lidla - droższe pieluszki kosztują 60 groszy za sztukę, natomiast te tańsze 54 za jedną. Jeżeli chodzi o produkt Biedronki, to jest to koszt 55 za jedną. Z Pampersami jest różnie, no bo zależy gdzie je kupimy. Jeżeli chodzi o zielone Pampersy trzeba za nie zapłacić ok 65-70 gr. za sztukę. Pomarańczowe są tańsze, bo to koszt ok 60 gr./szt.
 
Tak więc teraz skupmy się na jakości:)
 
 
WYGLĄD
 
 

 
Od lewej: Pampers zielone, Dada, Toujours - tańsze, Pampers pomarańczowe.
 
Jak dla mnie, nie ma różnicy pomiędzy tymi pieluszkami. Pampersy w każdym rozmiarze są takie same. Dady w zależności od rozmiaru mają różne printy. Jak jest z pieluszkami Lidlowymi nie wiem, ponieważ zużyłam tylko jedno opakowanie.
Urzekły mnie natomiast droższe pieluszki Toujours. Popatrzcie sami jakie słodkie:
 
 
To jest przód. Na "pupie" wzór zebrzasty. W naszym opakowaniu były jeszcze żyrafki. No extra po prostu.
 
 
ZAPACH
 
Ogólnie chyba tylko Pampersy są zapachowe. Pozostałe były bezwonne. I powiem szczerze, że o ile zielone pachną połową drogerii i mi ten zapach za bardzo nie przeszkadza, o tyle pomarańczowych znieść nie mogę. Niby woń rumiankowa więc nie powinna być zła ale mi się od niej w głowie kręciło, bo jakaś taka dusząca bardzo i z rumiankiem mało wspólnego miała.
Dodatkowo część z dzieci jest uczulona na rumianek, więc pieluszki te mogą z tego powodu uczulać.
 
ZAPIĘCIE
 
W zapięciu chodzi głównie o to, by się samo nie rozpinało, a raz zapięte rzepy można było odpiąć i zapiąć ponownie. I każda z testowanych przeze mnie pieluszek, to właśnie posiada.
Przy zapięciu zwracam również uwagę na gumeczki, bądź ich brak przy rzepach. No i popatrzcie sami co nam serwuje pomarańczowy Pampers:
 
 
Nie jestem pewna, czy ktoś, kto nie widział tego "na żywo" potrafi to dostrzec. Przy rzepie jest po prostu ceratka. Nie jest ona elastyczna. Jak dla mnie rozwiązanie słabe, ponieważ nie jest to przyjemne w dotyku, więc i maluch czuje dyskomfort. Poza tym myślę, że ruchliwemu bobasowi jest niewygodnie, gdy zapięcie nie jest rozciągliwe. Ma to też wpływ na dopasowanie pieluszki.
 
GRUBOŚĆ
 
Najcieńsze są pieluszki z Lidla i to bez różnicy, które wybierzemy. Są one cieniutkie i miękkie. Bardzo przyjemne w dotyku. Na drugim miejscu znajdują się Pampersy. Najgrubsze z nich to Dady. Są dość sztywne ale nie jest to jakaś rażąca różnica.
 
CHŁONNOŚĆ
 
No właśnie i to jest chyba najważniejsze w jakości. Bo co tam wygląd, gdy po 3 "siczkach" pieluszka przecieka. I tu przygotowałam Wam test. I tak jak mówiłam, zawsze mi czegoś brakowało, dlatego test jest tylko 3 rodzajów pieluszek - droższych Toujours, Pampers zielone, i Dada.
Do testu użyłam:
 
 
100 ml wody zabarwionej na kolor niebieski, żeby było lepiej widać wsiąkanie płynu:)
 
Na każdą pieluszkę wylałam całą zawartość dzbanuszka.
 
 
 
Odczekałam chwilę, aby płyn wsiąkł w pieluszkę. Po czym, do każdej z nich przyłożyłam białą chusteczkę higieniczną.
 
 
 
A oto efekty:
 
 
Kolejność pieluszek: Toujours, Pampers, Dada.
 

 


Na zdjęciu troszkę słabo to widać, ale żadna z chusteczek nie zabarwiła się na niebiesko. Widać jednak wyraźnie, że żadna z nich nie pozostała też suchutka. Najlepiej jednak sprawiły się Pampersy - chusteczka jest ewidentnie najmniej mokra. Produkty Lidla i Biedronki są na zbliżonym poziomie.
Zaznaczę też, że żadna z pieluszek, podczas testu, nie przeciekła. Żałuję, że nie sprawdziłam ile może wytrzymać :) tsetsetse.
A teraz ciekawostka! Gdy lałam wodę na Lidlową pieluchę słychać było jak pęcznieje. Powtarzam raz jeszcze SŁYCHAĆ!. Takie pyk, pyk. Może był to odgłos zamiany wilgoci w żel:)
 
PODSUMOWANIE
 
Jak dla mnie ranking otwierają i zamykają Pampersy. Zielone na samej górze, pomarańczowe na dole za ich zapach i te plastikowe rzepy. Toujoursy stawiam oczko wyżej nad Dadą za to, że są takie cieniutkie. Bo w lato nie miałam sumienia męczyć malucha w ciepluchach Biedronkowych.
 
A u Was co jest na szczycie rankingu pieluszkowego??
     


Mikołajki zbliżają się wielkimi krokami.
Już niespełna 3 tygodnie zostały do urodzin naszego chyba najukochańszego i najbardziej znanego świętego. No bo któż nie zna św. Mikołaja?! Już nawet małe dzieci wiedzą kim on jest. Chociaż....gdyby się tak głębiej zastanowić to prawdziwą historię tego świętego, zna może 30% dzieci. Ale to już temat na oddzielny post.

     Zaraz po święcie Wszystkich Świętych ze sklepowych półek zniknęły znicze i chryzantemy, a zaroiło się od koloru czerwonego tudzież białego. Zrobiło się bożonarodzeniowo, świątecznie. Osobiście jestem zwolenniczką wcześniejszego kupowania prezentów. Przemyślanych prezentów. Nienawidzę tej przedświątecznej gorączki, kupowania na siłę, bo jeszcze nie ma co włożyć do paczki cioci... Nienawidzę tłumu i kolejek przy kasach i tego wstrętnego, wszechobecnego pośpiechu.
      Gdy byłam mała, w noc z 5 na 6 grudnia ustawialiśmy z braćmi przy łóżku buty czekając na Mikołaja, który włoży do nich prezenty. Zwykle były to drobne upominki. Często znajdywaliśmy tam Kinder Niespodzianki co w czasach mojego dzieciństwa było nie lada gratką. Dzisiaj czasy się trochę zmieniły i mimo naszych ciągłych narzekań na stan finansów, myślę, że stać nas na trochę więcej niż naszych rodziców.  Dlatego przygotowałam dla Was małe zestawienie.  Będą to prezenty mikołajkowe, których cena nie przekroczy 50 zł. Dodatkowo wybrałam je z obecnych ofert reklamowych popularnych marketów i dyskontów.
Enjoy!

A na początek coś dla najmłodszych:

 
 
 
  1. Zabawki niemowlęce wspierające rozwój manualny i wyobraźnię. Do wyboru: - kąpielowi pomocnicy, - zabawka małego mechanika, -wesoła farma ze zjeżdżalnią, - wesołe zoo ze zjeżdżalnią, - ciężarówka farmera. (Biedronka - 39,99 zł., dostępne od 30.11)

  2. Kostka - zabawka rozwijająca zręczność i wyobraźnię przestrzenną (Lidl - 39 zł., dostępne od 19.11)

  3. Zabawki wspierające rozwój oraz rozbudzające ciekawość i zdolności manualne od Fisher Price. Do wyboru: - Krokodyl "Naciśnij i jedź", - Gepard "Naciśnij i jedź", - Składana dżdżownica, - Łódeczki do wanny, (Biedronka - 32,99 zł., dostępne od 23.11) - Rozkołysany krokodyl, - Motylek sorter kształtów (Auchan - 24,99 zł., dostępne od 5.11)

  4. Żółw sorter na sznurku. Rozwijający ciekawość i zdolności manualne (Lidl - 39 zł., dostępne od 19.11)

I coś dla trochę starszych maluchów

 
 
 
 
 
  1. Tęcza - duży zestaw ciastoliny Play - Doh (Auchan - 18,99 zł., dostępne od 5.11)

  2. Farma - drewniana układanka rozwijająca rozwój precyzji i motoryki (Lidl - 19,99 zł., dostępne od 19.11)

  3. Kolor - klocki drewniane w pudełku, rozwijające orientację przestrzenną (Auchan - 34,99 zł., dostępne od 5.11)

  4. Wieża słodkości - zestaw od Play - Doh (Biedronka - 34,99 zł., dostępne od 23.11)

  5. Gra zręcznościowa wykonana z drewna. Świetna zabawa dla całej rodziny (Lidl - 19,99 zł., dostępne od 19.11)

  6. Drewniany zestaw warzyw i owoców (do wyboru również inne modele - Lidl - 29,99 zł., dostępne od 19.11)

  7. Książeczki muzyczne poznaję dźwięki. Różne tytuły (Auchan - 21,99 zł., dostępne od 5.11)

 
 
Naszym faworytem jest Ciężarówka Farmera. A Wy macie już swoje typy na Mikołajki? A może gotowe prezenty czekają już tylko na włożenie ich do butów?

 
 
     Firmę Canpol babies znam od bardzo dawna. Pamiętam, że gdy mój brat był malutki, kojarzyła mi się ona z pewną formą luksusu:) Dodam, że gdy urodził się mój braciszek miałam 7 lat:) Teraz mam już 20 więcej a Canpol Babies dalej jest na rynku. Pokazuje to tylko jak długo już firma ta towarzyszy mamom i maluchom w ich wspólnej przygodzie.
     Gdy sama miałam zostać mamą i kompletowałam wyprawkę dla maluszka, szukałam tego, co dla nas najlepsze. Nie było to jednak zadanie proste, bo na rynku dostępne jest całe morze produktów. Muszę przyznać, że w naszej wyprawkowej szufladzie znalazły się również rzeczy wyprodukowane przez Canpol babies, a były to między innymi: aspirator do noska, zestaw do karmienia i inne.

Blogujesz? Testujesz!
Firma Canpol babies, na swojej stronie internetowej, posiada blogosferę. Można tu otrzymać produkty do testowania bądź też organizacji konkursów. Aby dołączyć do blogosfery nie trzeba się zbytnio natrudzić. Sprawa nie jest skomplikowana, ponieważ należy wykonać jedynie 5 prostych kroków:
1. zarejestrować się w serwisie BLOGOSFERY
2. dodać wpis o Blogosferze Canpol babies na swoim blogu
3. wypełnić prosty formularz zgłoszeniowy
4. przetestować otrzymane produkty, bądź zorganizować konkurs
5. poinformować o konkursie lub recenzji i blogosferze

 
I już!
 
 
     W tym miesiącu otrzymać można Matę/ kojec do zabaw "Wesoła Farma". Blogi można zgłosić do 30 listopada. Spośród zgłoszonych osób, zostanie wybranych 15v organizatorek konkursów oraz 15 testerek.
 
 
Trzymajcie za nas kciuki! Być może uda nam się otrzymać taką cudowną matę i zorganizować specjalnie dla Was konkurs. Jeżeli nie, to może chociaż będziemy mieli przyjemność przetestować to cudo i podzielić się z Wami naszą opinią :)

    

     Dużo mówi się o wyprawce dla niemowlaka. No bo i wybór wszystkiego przeogromny i temat rzeka... co mama to opinia, co dziecko to potrzeby. I gdy tak rozwodzimy się nad tym, czego potrzeba, a czego nie, naszemu maluszkowi, zapominamy często, że mama też ma potrzeby i to wcale nie takie małe. Potrzeby, nad którymi warto się zastanowić, aby potem nie szukać wszystkiego na ostatnią chwilę. A wiadomo jak to jest, wysłać męża po zakupy...:)

     Powiem szczerze, że gdy przygotowywałam się do roli mamy, nie skupiałam się za bardzo na tym, co będzie potrzebne bezpośrednio dla mnie. Zrobiłam więc sporo nieprzemyślanych zakupów i część z nich przewraca się bezużytecznie w mojej szafie. Dostaliśmy oczywiście ze szkoły rodzenia listę niezbędnych przedmiotów. Ja jednak wolałam większą sumę pieniążków przeznaczyć na malucha. Sobie wybierałam natomiast rzeczy, no może nie z najniższej półki, ale z tej średniej. I stąd takie efekty.
Mam nadzieję więc, że dzisiejszy post pomoże przyszłym mamom w dobrym doborze Waszych wyprawek. Bo kupując rzeczy kilka razy i wyrzucając nietrafione, tak jak ja, z pewnością nie zaoszczędzimy;)
Dodam, że wyprawka, którą przedstawię potrzebna jest głównie ze względu na karmienie piersią. Oto, więc kilka niezbędników:

  1. Biustonosz do karmienia. Temat bardzo ważny ale jego zakup zostaw sobie na sam koniec kompletowania wyprawki. Dlaczego?? Odpowiedź prosta - bo Twój biust najczęściej, rośnie wraz z wzrostem brzuszka:) Ja popełniłam dwa podstawowe błędy przy kupnie biustonosza. Po pierwsze właśnie, kupiłam go dużo wcześniej, i gdy nadszedł już wreszcie czas, by go używać, okazał się troszkę za mały. Po drugie, jak to oszczędna matka, troszkę poskąpiłam i zakupiłam chyba ze dwie tańsze sztuki w internecie. I wiecie co? Leżą one teraz w szafie nieużywane. Okazało się, że biustu nie trzymają. Te bez fiszbin porozciągały się na wszystkie strony, że po praniu stanika nie przypominały. A biustonosz z fiszbinami okazał się tak szeroki, że z każdym użyciem coraz bardziej. Ja więc zamiast oszczędzić wydałam więcej, bo tamte bezużyteczne, a i tak musiałam kupić inne. Bo na porządnym staniku nie ma co oszczędzać i lepiej przymierzyć w sklepie. Z czystym sumieniem polecić Wam mogę biustonosze firmy Alles, bo tylko ich właśnie używam. Położne radzą, żeby początkowo stosować staniki bez fiszbin, co by nam się nie zatkały kanaliki mleczne. Ja takiego problemu nie miałam, więc po jakimś czasie fiszbiny wróciły do łask. Pamiętajcie również, że w czasie karmienia biustonosz na noc obowiązkowy! No bo nie chcemy chyba, żeby nam biust kończył się na pępku:) A może macie jakieś sprawdzone firmy biustonoszy? Chętnie wypróbuję.

  2. Maść na brodawki. Oj biedne te nasze brodawki w początkach karmienia. Jak to mówi moja mama to takie słodkie uczucie karmić maluszka. Słodkie, bo cieszysz się, że dajesz bobasowi to co najlepsze, a za każdym razem gdy przystawiasz go do piersi to robi Ci się słodko... z bólu. No i tu z pomocą przyjść nam może dobra maść na brodawki. Wypróbowałam dwie. I gdy w moje ręce wpadł polecony przez koleżankę Purelan nie próbowałam już dalej, bo spełnił on moje oczekiwania w 100%. Po pierwsze jest gęsty, więc dobrze rozprowadza się na brodawkach i przede wszystkim nie spływa ani się szybko nie wyciera. Po drugie, jest to czysta lanolina, więc nie trzeba go zmywać przed każdym karmieniem, co swoją drogą jest bardzo uciążliwe. 
  3. Piżama. W szkole rodzenia, położna, powiedziała, że koniecznie musimy mieć piżamę do karmienia. Przekopałam więc pół internetu w poszukiwaniu tej najlepszej. Większość z tych, które znalazłam posiadały guziczki, co by łatwo było się do piersi dostać. Stwierdziłam więc, że to chyba najlepsze rozwiązanie i takową zakupiłam. I wiecie co? Miałam ją na sobie raz! Tak, dokładnie, tylko jeden raz, gdy przebrałam się ze szpitalnej piżamy po porodzie. Okazało się, że guziki są szalenie niewygodne i naprawdę nie wiem, kto to wymyślił. Gdy maluch chce jeść, musimy dostać się do piersi jak najszybciej, a rozpinanie guziczków zajmuje naprawdę dużo czasu. Nie wspomnę już nawet o ponownym ich zapinaniu po karmieniu. W naszym szpitalu można było być w getrach i koszulce, więc szybko zmieniłam tą niewygodną piżamę na komfortowy "strój domowy". Jak dla mnie najlepsze są rozciągliwe bluzeczki na ramiączka i tyle w kwestii specjalnej piżamy:)
  4. Poduszka do karmienia. Pisałam już o niej TU. Jak dla mnie "must have". Zwłaszcza w nocy, gdy podczas karmienia patrzymy jednym okiem na malucha, a drugie jest w krainie snów, z której siłą zostaliśmy wyrwani.
  5. Laktator. O nim również wspominałam Wam już TUTAJ. W moim przypadku ten właśnie sprawdził się w 100%. Niektórzy uważają, że jest to zbędny gadżet ale wszystko zależy od sytuacji i potrzeb. Bo laktator przyda nam się w nawale mlecznym, który bądź co bądź zwykle nie trwa długo a w każdym dużym mieście są miejsca, gdzie można go wypożyczyć. Jeżeli jednak zamierzamy od czasu do czasu wychodzić z domu bez maluszka i nie chcemy co pięć minut spoglądać na telefon, bo może opiekun właśnie dzwoni, że szkrab głodny, to laktator koniecznie powinien zagościć w naszej wyprawce. Pamiętajmy jednak o tym, żeby bez powodu, zbyt dużo mleka, nie odciągać. Bo jak wiadomo, gdy jest popyt jest i podaż, więc im więcej ściągamy, tym więcej się produkuje a maluch zbyt dużo zjeść nie da rady.
  6. Herbatka na laktację. Przyznam szczerze, że nie miałam problemów z laktacją. Od początku miałam pokarm, ba jeszcze nawet przed porodem. W piątym miesiącu jednak, miałam potrzebę, żeby zostawić malucha pod opieką cioci i dla spokoju mojego i opiekunki chciałam zostawić bąbelkowi mleczko. Okazało się jednak, że zebranie porcji to nie jest wcale takie "hop-siup". A to z tej prostej przyczyny, że laktacja się unormowała i produkowane było tylko tyle ile potrzeba maluchowi. Wystraszyłam się początkowo, że być może tracę pokarm i pobiegłam do apteki po herbatkę. No i dzięki niej właśnie "produkcja" mi się polepszyła hehe. Także jeżeli masz problemy z brakiem, bądź małą ilością pokarmu polecam Femaltiker.
  7. Duża torba. Wraz z pojawieniem się dziecka, pojemność mojej torebki nieoczekiwanie uległa znacznemu zmniejszeniu. Stwierdziłam, więc, że potrzebuję dużej torby, takiej do wózka, co by ją można było na rączce zaczepić i wszędzie ze sobą zabrać. Spędziłam chyba z tydzień na przeszukiwaniu internetu, zwiedziłam wszystkie sklepy z akcesoriami dziecięcymi w moim mieście....i..... oczywiście, nie znalazłam. Bo albo była brzydka, albo ze słabego materiału, albo po prostu tak piekielnie droga, jakby zrobiona była ze złota. Wybrałam się więc do zwykłego sklepu z torebkami i zakupiłam dużą torebkę typu worek, na dłuższej rączce, tak aby można ją było założyć na rączce wózka. Fakt, nie ma ona przegródek na pampersy i inne rzeczy jak ta specjalistyczna do wózka, ale przynajmniej mi się podoba, nie wydałam na nią majątku i będę jej mogła używać nawet wtedy gdy nie będzie wypełniona do połowy pampersami.
  8. Gumka do włosów. Gdy przywiozłam malucha do domu zaprzyjaźniłam się z gumką do włosów. Tak się składa, że moje kudełki są dość długie, także jeżeli nie chciałam, aby buzia malucha otulona była pierzynką mych włosów, musiałam je związywać. Dodatkowo, nie wiem czy wiecie, ale włosy, które w czasie ciąży są piękne, gładkie, grube i błyszczące, po porodzie niestety wypadają. U mnie były to po prostu garści wypadających włosów. Gumka załatwiła więc sprawę tego, aby moja podłoga nie pokrywała się nowym dywanem.

To by chyba było na tyle. Przynajmniej na tyle ile pamiętam. A jeżeli o czymś zapomniałam, dopiszcie. Może komuś się przyda:)