Bliskość....Chyba każdy rodzic stawia sobie to słowo na piedestale - bliskość. Chcemy by nasze dzieci miały poczucie bliskości z rodzicami. No i wydawać by się mogło, że sprawa jest prosta. Rodzące się dziecko od pierwszych dni czuje więź z mamą a uczucia do taty wykształcą się szybciutko, gdy tylko maluszek i tata będą ze sobą spędzali czas.
     To wszystko nie jest jednak wcale takie proste. Tak jak każde uczucie, tak samo i bliskość należy pielęgnować. Musimy budować uczucie więzi z naszym szkrabem. Ale jak to zrobić?
Jest wiele sposobów rozwijania pozytywnych relacji z dzieckiem. Możemy je często nosić, mówić spokojnym głosem, często się uśmiechać, śpiewać...itp.
     Świetną metodą, o której chciałabym Wam dzisiaj napisać jest masaż. Jest to wspaniały sposób na budowanie uczucia bliskości z rodzicami. Może go wykonywać zarówno mama jak i tata a nawet rodzeństwo jeżeli jest sporo starsze. Dlaczego masaż? Bo dodatkowo pomaga na napięty brzuszek, może zapobiegać kolkom. Jest również relaksujący. Dzieciaczki po masażu lepiej śpią. Dodatkowo maluszek zapamiętuje nasz dotyk.
Masaż jest również zbawienny dla dzieci urodzonych przez CC. Nie wiem czy każdy z Was wie, że maluszki urodzone w ten sposób powinny być często masowane. Dlaczego? Dziecko rodząc się w sposób naturalny przechodzi przez kanał rodny, który jest dosyć ciasny:). Gdy maluszek pcha się na świat, stymulowane są wszystkie nerwy, całe jego ciałko jest ściśnięte. Dzieci rodzone CC pozbawione są tego uczucia. Zdarza się, że są one później bardziej wrażliwe na dotyk. Mogą nie lubić być dotykane a wręcz bywa, iż mówią, że je to boli. Dzieci te mogą czuć nawet ból włosów (podczas czesania) lub paznokci. Dlatego tak ważny jest masaż, aby stymulować maluszki już od pierwszych dni.
 
     Jak się do niego przygotować?
 
Najlepiej masować na podłodze lub na dużym wygodnym łóżku. Ważne jest, żeby zarówno nam jak i maleństwu było wygodnie. Jeżeli wybierzemy podłogę, potrzebować będziemy kołderki, kocyka lub maty, na której położymy dziecko. Ja wybieram zawsze ceratkę z materiałową górą - przyjemna dla dziecka, a jak zdarzy się "fontanna" to dywan nie jest mokry. Potrzebna będzie również oliwka, dzięki której wykonywane ruchy będą płynniejsze i delikatniejsze, a masaż przyjemniejszy:)
Musimy również zadbać, by temperatura w pomieszczeniu nie była zbyt niska, aby nasz maluszek nie zmarzł.
 
 
Działamy!
 
Na początku musimy naszego maluszka rozebrać, ponieważ masaż najlepiej wykonywać na skórze.
Jeżeli nasz maluszek nie skończył jeszcze 2 miesięcy, wykonujemy bardzo proste ruchy, zwracając uwagę na to, co sprawia dziecku przyjemność. Cały zabieg nie musi być długi. Dzieci starsze wymagają już dotyku bardziej zdecydowanego i zróżnicowanego. Czas trwania dobieramy indywidualnie. Może to być 10 min., ale również znacznie dłużej.
 
  • Zaczynamy od twarzy. Najpierw delikatnie masujemy czoło. Używamy do tego obu rąk. Kciuki kładziemy na środku czoła i ruchem rozcierającym kierujemy w stronę uszu. Następnie przechodzimy do łuków brwiowych, wykonując ten sam ruch. W dalszej kolejności taki sam ruch wykonujemy poczynając od grzbietu noska i kierując się na policzki. Na koniec masujemy kciukami okolice warg, przesuwając palce po całej żuchwie.
  • Rączki. Do masażu rączek możemy użyć dwóch technik: indyjskiej lub szwedzkiej. Indyjska polega na naprzemiennym (raz jedną, raz drugą ręką) gładzeniu rączki dziecka poczynając od barku a na dłoni kończąc. Ważne jest by ruchy przez nas wykonywane były płynne. Technika szwedzka jest podobna. Zmienia się tu jednak kierunek masażu - od dłoni, po bark. Można również wykonywać ruchy przypominające wyżymanie. Następnie otwieramy dziecku piąstkę i kciukiem masujemy wewnętrzną część dłoni. Kciukiem i placem wskazującym masujemy każdy paluszek. Ważne jest aby najpierw wykonać wszystkie te ruchy na  jednej rączce po czym przejść do drugiej.



  • Brzuszek. Prawidłowo wykonany masaż brzuszka poprawia pracę jelit a także może zapobiegać kolkom. Zaczynamy od delikatnego gładzenia poczynając od klatki piersiowej w kierunku barku - raz prawego, raz lewego. W dalszej części przechodzimy do masowania brzuszka ruchem koła młyńskiego przekładając płasko ułożone ręce zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Potem unosimy zgięte nóżki dziecka naciskając nimi lekko na brzuszek.  Następnie kolistymi ruchami, zgodnymi z ruchem wskazówek zegara masujemy brzuszek. Na zakończenie przekładamy jeden palce obok drugiego od prawej do lewej strony brzucha dziecka.
  • Nóżki. Do masażu nóżek używamy tych samych technik, które wykorzystywaliśmy przy rączkach. Stópki masujemy zaczynając od piętki a na paluszkach kończąc.


  • Plecki. Ostatnim etapem naszego masażu są plecki. Maluszka układamy na brzuszku - na płasko, bądź na naszym kolanie lub poduszce. Ważne jest by obojgu było wygodnie. Najpierw pocieramy plecki przechodząc od karku w  kierunku pośladków i z powrotem. Następnie dość mocno masujemy kręgosłup zaczynając od karku w kierunku pośladków. Opuszkami palców wykonujemy małe koliste ruchy, wzdłuż plecków maluszka. Na zakończenie delikatnymi, długimi ruchami głaszczemy plecki dziecka od karku do pośladków.

I to cały rytuał :) Życzę Wam wielu niezapomnianych i mile spędzonym chwil podczas masażu. Uczmy się budować poczucie bliskości.
 
 
   W ten weekend nasz maluszek odwiedził dziadków. Była to nasza pierwsza długa podróż, bo aż na mazury. Ponad 2 godziny drogi. Wszyscy cieszyliśmy się na tą wizytę. No bo tam świeże powietrze, duże podwórko, taras do picia herbatki hihi. Nie to co tu...4 ściany w bloku i miejski smród samochodów.
Pogoda miała być idealna a wręcz gorąca - 29-30 stopni. I faktycznie, od rana powitało nas piękne słońce. Ubrani w najlżejsze ubrania jakie mieliśmy, ruszyliśmy w trasę. Niestety.... mniej więcej w połowie drogi nasza piękna aura się skończyła i napotkaliśmy pochmurne niebo i chłodny wiatr. I taka pogoda została z nami do końca.
 
     Dziadkowie podobnie jak my uwielbiają podróżować. I jak tu spędzić niedzielę w domu? Niemożliwe! Nie chcieliśmy jednak wyruszać daleko aby nie męczyć maluszka zbyt długim przebywaniem w niewygodnym foteliku. Wtedy babcia wpadła na genialny pomysł, aby odwiedzić Majątek Giże, od którego dzieliło nas dosłownie 15 min. samochodem.
Spakowaliśmy się w 5 min. i po niedługim czasie byliśmy już u celu.
Miejsce jest rzeczywiście bajeczne i godne polecenia. Jeżeli szukamy azylu, w którym możemy obcować z przyrodą powinniśmy koniecznie się tu wybrać. Pierwsza moja myśl, gdy rozejrzałam się po okolicy, była taka, że koniecznie muszę się z Wami podzielić tym odkryciem. Od razu wyjęłam aparat aby przystąpić do fotografowania i...... okazało się, że aparat oczywiście jest ale nie ma za to karty pamięci... Tak więc, moi drodzy, zadowolić się musicie zdjęciami wykonanymi telefonem komórkowym :)
 

 
     Nasz skarb jest jeszcze zbyt malutki aby korzystać z atrakcji, które przygotowane są tutaj dla dzieci. Jeżeli jednak Wasze szkraby już chodzą, na pewno nie zabraknie im tu atrakcji. Ważne też jest to, że miejsce te zaspokoi potrzeby nie tylko tych małych, ale także i starszych pociech. Do naszej dyspozycji są bowiem gokarty, wózki, huśtawki, małe placyki zabaw a także park mini golfa (a to nawet mi sprawiło frajdę hihi, wcale nie tak łatwo trafić oOo).
 


 
 

    
     Majątek Giże to miejsce idealne na spacery. Jak wiecie nasz maluszek podróżuje jeszcze wózkiem i nie w każdym miejscu okazuje się to prostą sprawą. Tutaj jednak wszechobecna jest równiutko skoszona trawa, (po której kółeczka ładnie się przesuwają) bądź kostka brukowa.
 
 
 
 
     Niezmiernie ważny jest fakt, że miejsce to pozwala nam na obcowanie z naturą. Dzięki temu nasze dzieci nie powiedzą potem, że poziomki rosną na drzewie, a krowa pije mleko;)
 
 
 
 
 
A krowy  to są tutaj modelki. Zobaczcie jak się ustawiły, gdy tylko zobaczyły aparat :)
 
 
     Wielką atrakcją jest z pewnością domek na drzewie, w którym można mieszkać! Dodatkowo wejść do niego możemy nie tylko po schodkach ale również po ściance wspinaczkowej bądź drabince z opon. A w środku domku jest drzewo! Ja byłam zachwycona.
 
 
 
 
     Myślę, że miejsca tego nie trzeba reklamować. Jest po prostu urzekające. Każdy, kto tu przyjedzie będzie chciał wrócić.
 
 
 
 
 
 

 
     Nie wiem jak Wy, ale my uwielbiamy spędzać czas poza domem. Kiedy więc przychodzi taki czas jak teraz już tydzień wcześniej obmyślamy gdzie się wybrać. Jednak gdy ma się w domu sześciotygodniowego maluszka wybór odpowiedniego miejsca jest nie lada zadaniem. No bo nie może to być zbyt daleko, żeby nie spędzić większości dnia w samochodzie. Najlepiej też, żeby w tym miejscu dało się poruszać z wózkiem - wygodnie dziecku i rodzicom. Fajnie też gdy miejsce to jest jak najmniej zanieczyszczone smogiem. Niech miejskie dziecko chociaż trochę pooddycha świeżym powietrzem.
     Znaleźliśmy takie właśnie miejsce. Blisko, czyste powietrze i przyjemne miejsce do spacerów.

 
 
 
 
 
 

 
     Niezwykłe jest to, że można tu obserwować zwierzęta w ich naturalnym środowisku. I tak rozłożeni z piknikiem na kocyku przyglądaliśmy się różnego rodzaju ptakom.
 
 
 
     Interesująca jest też kładka, z której możemy obserwować żeremie bobrów. Pewnie gdybyśmy przez jakiś czas cichutko poczekali, zobaczylibyśmy przedstawiciela bobrzej rodziny.
 
 
 
     Niezwykle ucieszyła nas też możliwość przyjrzenia się przeróżnym sowom. Prawie niemożliwe w codziennych spacerach. Niestety, z tego też właśnie powodu ptaki były w klatkach.
 
 
 
 
     A teraz pytanie, gdzie byliśmy??
Byliśmy w Silvarium w Poczopku - Nadleśnictwo Krynki. Znajduje się tu również muzeum, w którym obserwować można odtworzone modele zwierząt, m.in. żubra, sarny, lisa i wielu innych.
Jedynym problemem jaki napotkaliśmy podczas naszej podróży z wózkiem, były znajdujące się na ścieżce szyszki, które nie zaprzyjaźniły się z wózkowymi kołami.
 
   A w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Supraślu na obowiązkowy punkt naszej wycieczki.
 
 
 
A u Was jakie pomysły na długi weekend?






 
 
     Nie wiem jak u Was ale u nas piątek jest zawsze bezmięsny. Taka katolicka tradycja, tak było u moich rodziców, tak jest i u mnie. Może to przyzwyczajenie. W każdym razie jest to dobra okazja żeby na naszym stole zagościła ryba. I tak, przynajmniej raz w tygodniu dostarczamy naszym organizmom trochę zdrowia i kwasu DHA. O jego wadze kobietom w ciąży i matkom karmiącym nie muszę chyba pisać :)

     No tak, ale ile można jeść rybę smażoną (no mi akurat nie można - karmię), rybę pieczoną, grillowaną. Chciałoby się czegoś innego, bo na rybę gotowaną chyba się nigdy nie zdecyduję. Sama myśl o tym mnie jakość odrzuca.
Już jakiś czas temu znalazłam świetny przepis na łososia w cieście francuskim - "niebo w gębie" :)
Ostatnio wypróbowałam ten przepis z pstrągiem łososiowym. Smakuje wyśmienicie. Ten właśnie przepis dzisiaj u mnie na blogu.
 
Potrzebujemy:
  • filet z pstrąga łososiowego
  • ciasto francuskie
  • szpinak
  • pieprz, sól
  • ewentualnie ząbek czosnku
 
Nie ważne czy mamy łososia czy pstrąga, najczęściej filet jest ze skórą. I to, czego najbardziej nie lubię - trzeba go tej skóry pozbawić.
 
 
 
Czasem idzie gładko, czasem trzeba się przy tym nieźle napocić. Jedno jest pewne. Przyda się ostry nóż.
Gdy skóra zostanie usunięta, filet przyprawiamy do smaku solą i pieprzem. Można również zająć się tym dzień wcześniej i filet przez noc moczyć w mleku. Ale u nas zwykle nikt o tym nie pamięta:)
 
Następnie zajmujemy się szpinakiem. U mnie był to mrożony brykiet.
 
Wrzucamy go na patelnię i mieszamy aż do całkowitego rozmrożenia. Ważne - nie dodawaj oleju!
 
 
Taki szpinak w zasadzie jest już gotowy. Dla męża obowiązkowo przyprawiam go przeciśniętym przez praskę czosnkiem (matka czosnku nie może :( ).
Możemy oczywiście użyć również szpinaku świeżego. Wtedy należy go sparzyć wrzątkiem a następnie drobno posiekać.
 
Ciasto francuskie rozwijamy i dzielimy na dwie części. Na każdej z nich układamy szpinak. Na to natomiast wędruje nasz pstrąg.
 
 
Teraz przystępujemy do zaplecenia warkocza. Wygląda to efektownie i nie jest trudne w wykonaniu. Najpierw musimy ponacinać nasze ciasto tak, aby z każdej strony ryby powstały paseczki. Ważne jest by były one pod skosem.
 
 
Następnie zaplatamy naprzemiennie, zaczynając od góry, powstałe paseczki.
 
 
 
 
Zaplatamy tak, aż do wykorzystania wszystkich paseczków. Powstanie nam z tego coś na kształt rybki. Ciasto francuskie jest dość rozciągliwe, więc jeżeli chcemy to damy rade ułożyć z przodu coś na kształt głowy. Z tyłu powstał nam ogonek.
 


 
Tak przygotowaną rybkę wstawiamy do piekarnika na 40 min w temperaturze 180 stopni.
 
Wyjmujemy
 
 

 
 Życzę smacznego! :)