Trudne początki...

/
6 Comments

     O korzyściach dla mamy i dziecka, płynących z karmienia piersią nie muszę chyba nikomu mówić. Można o tym przeczytać na każdym forum dotyczącym macierzyństwa. Powie to też nam każdy lekarz. Nie o korzyściach będzie więc dzisiejszy wpis.
     Jak wiadomo technik karmienia jest wiele. Każdy wybiera taką, która najbardziej mu odpowiada, ale zwykle i tak modyfikuje do własnych potrzeb. Ja karmię dopiero od 3 miesięcy więc nie o technikach ani radach będę dziś pisać, bo są zapewne wśród Nas mamy bardziej doświadczone ode mnie.
     Dzisiejszy post będzie o moich i "niemoich" początkach. O tym, że to co takie piękne, może być zarazem bardzo trudne, a to, co propagują lekarze i społeczeństwo, w praktyce mija się z rzeczywistością.....
     Posłuchajcie więc historii....
     Wiedziałam, że będę karmić piersią. Po prostu. Nie przechodził mi nawet przez myśl inny scenariusz. Mama niemowlaka kojarzy mi się zawsze z dzidziusiem przy piersi. Być może dlatego, że jestem najstarsza z rodzeństwa i pamiętam jak moja własna mama karmiła moich braci. Jak więc ja mogłabym być inna? Gdy urodziłam maluszka...po chwilach pełnych zachwytu przytulania i całowania przystawiłam go do piersi. Nie ssał. Nie chciał. Nie przejęłam się tym zbytnio, no bo przecież dopiero co się urodził. Był jeszcze taki malutki i wątły, wymęczony swoją pierwszą długą drogą. Być może nie ma siły, pomyślałam.
Rodziłam po południu. Bałam się nocy. Po znieczuleniu nie czułam nóg - takie mocne....Bałam się, zostać sama z maluszkiem, chociaż byłam w szpitalu i teoretycznie nic nam nie mogło grozić. Ja jednak, nienauczona prosić o pomoc, miałam obawy. Że maluszek będzie płakał, że go nie usłyszę, bo zasnę jak kamień, że trzeba będzie wstać z łóżka, a jak ja to zrobię skoro zamiast nóg mam dwie kłody?
Noc przebiegła jednak spokojnie. I gdy z samego rana przyszedł mąż i po fali ponownego zachwytu i rozczulenia zapytał ile razy maluch w nocy jadł? odpowiedziałam: Wcale. Widziałam zdziwienie na jego twarzy, no ale tak było. Synek całą noc spał a mi przez myśl nie przechodziło żeby go karmić przez sen albo obudzić.
Tak więc od rana zajęłam się tematem karmienia. Łatwo nie było. Miałam zalecenia karmienia raczej na leżąco. A weź tu człowieku  bądź mądry i wiedz jak to zrobić, gdy głowa malucha sobie a pierś sobie... Pamiętam słowa koleżanki, która mówiła: "Tylko pamiętaj, żeby przystawiać dziecko do piersi a nie pierś do dziecka. Głowę dziecka trzeba na pierś nakładać". Ehe...łatwo powiedzieć, tylko jak to zrobić, gdy to taka kruszynka, taka wątła. Trochę mi zajęło zanim nauczyłam się przystawić malucha do piersi, ale na szczęście się udało. Byłam w pełni szczęścia, ponieważ czułam jak maluszek ssie pierś. Moje szczęście nie trwało jednak długo, bo synek dużo tracił na wadze. Ważenie rano i wieczorem a on ciągle na spadku. Przystawiałam go często...nie pomagało. Poszłam więc do położnych po radę. Chciałam wiedzieć czy mam dobrą technikę. Czy dziecko do piersi dobrze przystawiam? I co usłyszałam? Jak pierś łapie i ssie to dobrze, słucha tylko pani czy łyka o_O
A jak na wadze traci to trzeba MM dokarmić bo nie wyjdziecie ze szpitala.


     I tak oto doczekałam się pomocy. Nakarmiłam malucha MM tylko raz. Potem zaczął mi się krztusić i pluć tym mlekiem. Zawzięłam się. Budziłam co 2 godz. i przystawiałam. Noc prawie nie przespana. Ale cel osiągnęłam. Waga odbiła.
     Leżałam na dużej pięcioosobowej sali. Nie byłam odosobniona w trudnych początkach karmienia. Położne jedynie przychodziły pytać czy dziecko przystawione i czy się udało. Żadna nie pomogła. Co więcej na korytarzu usłyszałam wypowiedziany z pogardą komentarz: "Te młode matki to nawet dziecka do piersi przystawić nie umieją!" A skąd niby mają umieć, pytam się, kiedy robią to po raz pierwszy??  To ja z doświadczeniem dwudniowym pomagałam koleżance obok. I nie wiem czy się jej udało, bo dostałam wypis a ona została. Miała wklęsłą brodawkę i mała złapać nie mogła. Czy ktoś przyszedł wesprzeć? Dać poradę? Nie! A wiem, że z wklęsłymi też karmić można!

 
 
     Tak więc w czasach, gdy tyle mówimy o zdrowiu, o naturalnym karmieniu. Gdy piętnujemy matki, które z własnej wygody wybierają MM. Jedyne co mogą doradzić nam położne w szpitalu, to sztuczne dokarmianie zamiast wsparcia i pomocy.



 Zdjęcia pochodzą ze strony www.pixabay.com


You may also like

6 komentarzy:

  1. Oj to prawda. Jak ja byłam w szpitalu, to też położne pchały MM. Niestety wsparcie dot. laktacji w Polsce jest jeszcze znikome. Ale super że Ci się udało. Ja mimo nikłej pomocy, zawzięłam się i też mi się udało karmić :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo najważniejsze jest to, żeby mimo trudu się nie poddać i dążyć do celu:)

      Usuń
  2. Niestety tak jest jeszcze w wielu szpitalach, ale są już miejsca, gdzie wspiera się bardzo mocno matki karmiące. Przynajmniej na początku ich drogi, bo gdy maluch kończy pół roku, to już jest zupełnie inna historia.

    Fajnie, że Wam się udało, bo to wspaniałe doświadczenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydowanie prawda- ciężko o pomoc nawet ze strony pielęgniarek w szpitalu ale dobrze, że Wam się udało :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A mi polozna srodowiskowa jaknsynek mial 10 dni powiediala, z nie wykarmie go piersia, bo jest za duzy, urodzil sie z waga 4500. Karmilam 6 mcy tylko piersia, a cale kp 2 lata. Poczatki tez nie byly latwe,zatem wiem o czym piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie że się nie poddałaś i mimo tych słów dalej karmiłaś. Czasem osoby, które właśnie powinny wspierać podcinają skrzydła. Mi położna powiedziała, że jak mnie piersi nie bolą to pewnie nie mam mleka....a ja niedoświadczona przez tydzień się tym martwiłam...na szczęście okazało się to bujdą

      Usuń