Przepis na dziecko...

/
0 Comments



Kiedy dwoje ludzi ogłasza, że zamierzają się pobrać, zaraz po tym często pada pytanie:
"A co musicie?"
Tak było też i w naszym przypadku...


Było to pierwsze pytanie, pewnych całkiem bliskich nam osób, które usłyszeliśmy po ogłoszeniu zaręczyn. Mimo, że byliśmy ze sobą już kilka ładnych lat...no ale mniejsza o to. Po zaręczynach czas na przygotowania do ślubu, zapraszanie gości, obmyślanie, planowanie, kupowanie, szukanie.....Potem przychodzi ta jedna z najważniejszych a jakże krótkich chwil w naszym życiu...i po wszystkim.
Po kilku godzinach, no może dniach, innych niż wszystkie wracamy do szarej rzeczywistości.... i wtedy się zaczyna...
Początkowo dają nam jeszcze chwilę oddechu. Pytają:
"Jak tam nowożeńcy?"
"Jak odnajdujecie się w nowej roli?"

Nie trwa to jednak długo. Po mniej więcej pół roku zaczynają już podchody...
"Nic tam jeszcze nie planujecie?"
"A u Was dalej cisza?"
I moje ulubione:
"A ziarenka już zasiane?"

Gdy kolejny raz tłumaczysz, że jeszcze nie ten czas, że chcecie poczekać pytania i podteksty nabierają na sile a czasem wręcz stają się natarczywe.
Najbardziej śmieszyła mnie zawsze sytuacja wizyty u dziadków. Na początku wiadomo, przywitanie, wymiana uścisków, miłe słowa, pytania co u nas a co u nich. Po tych wszystkich uprzejmościach następowała chwila lustracji. Najpierw byłam mierzona wzrokiem od góry do dołu, potem dokładnemu monitoringowi poddawany zostawał mój brzuch, na końcu twarz. Po tych zabiegach na twarzy babci pojawiała się niezadowolona mina i stwierdzenie:
"A Ty to się nic nie poprawiasz...."

Po dłuższym czasie "braku poprawy" zaczynają dawać złote rady:
"Pierwsze dziecko trzeba koniecznie urodzić przed 25 rokiem życia".
A gdy ten wiek już minie:
"Dzieci najlepiej rodzić do 30 i potem koniec".

I tak w kółko, wytchnienia nie ma... Jak nie mama to teściowa, jak nie babcia to dziadek, jak nie ciocia to wujek, brat, siostra....aż w końcu ogłaszasz, że JEST. Ziarenko zasiane, udało się. I wtedy na twarzach rodziny pojawia się uśmiech i słyszysz:
"Ufff....... a już myśleliśmy, że nie możecie".

A jak już naprawdę chcecie, próbujecie i nie możecie to opowiem Wam historię, która zawiera poradę i złoty przepis na dziecko.

Z racji zawodu mam codzienny kontakt z dziećmi w różnym wieku. Pewnego dnia dziewczynka z mojej grupy zadała mi pytanie:
- Paniiii, a jak się nazywają twoje dzieci?
- Ale ja jeszcze nie mam dzieci.
Po tej odpowiedzi nastąpiła chwila ciszy. Twarz dziewczynki zmieniła się, widać było, iż intensywnie nad czymś myśli. W końcu zdecydowała się:
-Ale Ty by chciała mieć?
- Tak, kiedyś bym chciała.
Twarz dziewczynki rozpromieniła się, po czym wykrzyknęła:
- O! To ja Ci powiem co Ty musisz zrobić!

I uwaga oto podaję tajny PRZEPIS NA DZIECKO:
1. Musisz iść do kościoła.
2. W kościele musisz się pomodlić.
3. Jak się pomodlisz to musisz poszukać księdza.
4. Poproś księdza, żeby dał Ci fasolkę.
5. Jak już dostaniesz fasolkę to idź do domu i w domu ją połknij.

I potem urodzi się dziecko.
Koniec:)


You may also like

Brak komentarzy: