Badania przesiewowe

/
5 Comments
     Zapewne każda z Was po porodzie spotkała się z bibułką jak ta poniżej. Ja również. Położna przyniosła mi ją do podpisania, dała ulotkę i poinformowała, że maluszkowi pobiorą krew - ot takie standardowe badania.
Ulotkę wzięłam, obejrzałam, bo nawet nie można tego nazwać przeczytaniem i rzuciłam gdzieś na stos innych papierów. No bo maluszek leży przy Tobie, trzeba go nakarmić, przewinąć lub zwyczajnie choć przez chwilę odpocząć po wyczerpującym porodzie.
Jedyne co z tej ulotki zapamiętałam to to, że brak wiadomości zwrotnej to dobra wiadomość.
     Ulotka rzucona w kąt, o badaniach zapomniałam zaraz po podpisaniu bibułki. Wróciliśmy do domu i zaczęliśmy uczyć się wspólnego funkcjonowania. Codzienność zmieniła się o 180 stopni. Każde działania zaczęły być dostosowane do potrzeb maluszka. Gdzieś po tygodniu trochę się dotarliśmy. Wracając z zakupów przypomniało mi się, że przecież od czasu gdy trafiłam do szpitala, nikt do naszej skrzynki na listy nie zaglądał. Wśród sterty gazetek reklamowych znalazłam kilka listów.
Był tam też TEN, którego przecież miało nie być! Przecież miało nie być wiadomości zwrotnych! Skąd ten list? Nogi się pode mną ugięły.  Otwierałam go drżącymi dłońmi, biegnąc na górę. Przecież to niemożliwe. W liście bibułka jak ta wyżej i prośba o ponowne pobranie krwi, bo nie można wykluczyć jednej z chorób genetycznych. Oczy napełniły mi się łzami. Jak to? przecież nasz maluszek jest zdrowy. Strach? Przerażenie? Nie da się opisać tego co czuje rodzic widząc taką informację. Trzeba było ponownie pobrać krew na bibułkę. W 5 minut zebraliśmy się i pojechaliśmy do przychodni. Jeszcze tego samego dnia wysłaliśmy próbkę do Warszawy. Pozostał najgorszy czas - oczekiwanie. Dni dłużyły się niesamowicie a myśl o podejrzeniu choroby wracała za każdym razem gdy maluszek zapłakał. Po pięciu dniach odebrałam telefon z Instytutu Zdrowia Matki i Dziecka. Wstrzymałam oddech - za chwilę dowiem się jaki jest wynik... Zamiast tego usłyszałam - próbka źle pobrana! Wysłano nas do szpitala na kolejne pobranie. Serce mi się krajało, gdy położna znów kłuła piętkę maluszka a on znowu płakał. Najgorsze było to, że czas oczekiwania znowu się wydłużył, a ja codziennie zaglądałam do skrzynki czekając na wiadomość jak na wyrok... Trwało to kolejne pięć długich dni.
Na szczęście u nas podejrzenia się nie potwierdziły i okazało się, że maluszek jest zdrowy.
     Myślę, że tylko ktoś kto ma dzieci potrafi w pełni zrozumieć obawy jakie czuje rodzic w sytuacji, gdy dziecko może, bądź jest chore. Dopiero teraz mogę powiedzieć, że wiem co czują rodzice chorych dzieci. Więc jeżeli proszą nas o pomoc, to pomagajmy jak umiemy i cieszmy się, że nie jesteśmy w ich sytuacji. Bo mieć chore dziecko to straszna rzeczywistość a dodatkowe proszenie o pomoc jest często niezbędne a zarazem potrafi być upokarzające.
 




You may also like

5 komentarzy:

  1. Przeżywałam to samo. Najgorsze jest zero informacji i ta niepewność. Dodzwonić się na numer instytutu nie można http://przesiew.imid.med.pl/, wszystko listownie w XXI wieku.
    228624261 - to bezpośredni numer w którym można uzyskać szczegółowe informacje o wynikach badań.
    Może komuś się przyda w tej podbramkowej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Do tej pory nie myślałam o tym. My z Wojtusiem jesteśmy w domu od tygodnia. Zastanawia mnie ile takie badania trwają ? Jestem dobrej myśli że żaden list do mnie nie przyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Do nas wyniki przyszły 11 dni po porodzie. Miejmy nadzieję, że nie zobaczycie tej niemiłej niespodzianki w swojej skrzynce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlatego w takich przypadkach warto robić badania genetyczne ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj tak badania są bardzo ważne, zwłaszcza jeżeli chodzi o dziecko :)

    OdpowiedzUsuń